wtorek, 17 maja 2016

Undecided cz.6

Minął tydzień od spotkania z Kacprem. Był to spokojny tydzień. Nikt nie zawracał mi głowy i nie naruszał mojej przestrzeni osobistej.
Dziś mój ukochany tatuś obudził mnie krzykiem, który był niecodzienny. Wystraszona zbiegłam na dół i zobaczyłam Ankę z walizką, a tatę z wyraźnie wkurzoną miną. Kiedy oni mnie zobaczyli, zmieszali się, a ja zapytałam:
-Co tu się dzieje?
-Nic córeczko! Idź do siebie.
-Tato! Nie jestem dzieckiem. O co chodzi? - zapytałam lekko zdenerwowana.
-Anka nie rozumie, że to już koniec.
-Czemu koniec? - powiedziałam wyraźnie zaskoczona.
-Właśnie! Dlaczego? Mówiłeś, że mnie kochasz.
-Kochałem...Nie rozumiesz? Wyjdź. Proszę Cię. Nie utrudniaj.
-Tato! Jak możesz? Tak bez powodu? - krzyknęłam.
Ojciec otarł łzę z policzka i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Spojrzałam na zapłakaną Anię i zapytałam:
-Nie wiesz o co chodzi?
-Nie wiem. Przysięgam. Przed wczoraj jeszcze normalnie się zachowywał. Mówił mi, że planuje jakieś wakacje. Wczoraj musiało się coś wydarzyć.
-Gdzieś był wczoraj?
-Nie wiem Noemi! Nie widziałam go cały dzień. - odpowiedziała i usiadła na krześle w korytarzu.
-Zrobię Ci herbaty. Uspokój się.
-Może trzeba za nim pójść? Poszukać go!
-Nie. To nie ma sensu. Ojciec lubi posiedzieć sam, przemyśleć pewne sprawy. Dajmy mu chwilę.
-Nic mu nie będzie?
-Nie. Usiądź! - powiedziałam, wskazałam kobiecie krzesło i podałam herbatę. Grałam przed nią spokojną, ale martwiłam się o ojca. Bo w sumie nie wiedziałam co mu strzeliło dzisiaj do głowy i czy coś jeszcze mu nie strzeli. Wyszłam z kuchni, mówiąc Ani, że idę się ubrać. Weszłam do pokoju, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do ojca. Dopiero za 3 razem do niego się dodzwoniłam. Kiedy odebrał od razu powiedział:
-Już jadę do domu.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo od razu się rozłączył. Ubrałam się, tak jak mówiłam Ance i zeszła do niej. Kobieta zasnęła na kanapie w salonie. Usiadłam w kuchni i czekałam aż wróci tata.
15 min później usłyszałam otwierające się drzwi. Zerwałam się na równe nogi. Pobiegłam do korytarza i zobaczyłam tatę. Przytuliłam się i zapytałam:
-Gdzieś Ty był?
-Nie ważne. Ania jeszcze jest?
-Tak. Śpi w salonie.
-Dobrze. Chodź do salonu... - powiedział z przerażającą powagą w głosie.
Usiadłam na fotelu obok kanapy na której spała dziewczyna ojca. Obudziliśmy ją delikatnie. Ta na widok ojca rzuciła mu się na szyje, przytuliła go mocno i powiedziała:
-Jesteś! Martwiłam się.
-Spokojnie. Muszę wam coś powiedzieć. - rzekł tata.
Spojrzałyśmy na niego, a on zaczął mówić:
-Byłem wczoraj u lekarza, ponieważ już jakiś czas bolało mnie serce, byłem słaby. Okazało się, że mam chorobę niedokrwienną serca. I niestety wysokie ryzyko zawału. Nie jest ze mną dobrze.
-Umierasz? - zapytałam ze łzami w oczach.
-Nie córeczko. Znaczy... Jeśli będę o siebie dbał, odpowiednio się leczył to jeszcze pożyje.
-I co? Chciałeś zostać z tym sam? I dlatego chciałeś mnie zostawić?
-Anka! Pomyśl. Z tą chorobą jestem jak stary dziadek. Nie będziesz mogła mieć już ze mną dzieci, ani nie będziesz ze mną szczęśliwa.
-Będę! Kocham Cię. Nie zostawię Cię!
-Ale jesteś uparta... - powiedział ojciec i przytulił swoją dziewczynę.
Ja przyglądałam się im ze łzami w oczach. Podeszłam do nich i przyłączyłam do przytulania. Mój tatuś. Jedyna osoba na świecie, której ufam bezgranicznie jest śmiertelnie chory. Nie mogę go stracić. Będę o niego dbać. Czuję się za niego odpowiedzialna.
Po poważnej rozmowie wyszłam z domu zaczerpnąć świeżego powietrza. Zadzwoniłam również do Adriana, który jest drugi w kolejności co do zaufania. Potrzebowałam z kimś o tym pogadać, a on jedyny się do tego nadaje. Umówiłam się z nim w parku. Usiadłam na ławce i czekałam. Wyszłam trochę wcześniej, więc jeszcze chwilę pewnie poczekam. Minęło mnie kilka osób, żadna z nich to nie Adrian. Nagle zobaczyłam kogoś w oddali. Myślałam, że to mój przyjaciel. A okazało się, że to Łukasz. Uśmiechnął się do mnie, ja do niego. Podszedł, przywitał się i zapytał:
-A co Ty tutaj tak sama siedzisz?
-Czekam na kogoś.
-Aaa... Dobrze, że Cię spotkałem. Chciałbym porozmawiać o tej całej sytuacji z przed restauracji. Nie wiedziałem czy wypada po tym tak do Ciebie przyjść. Trochę dziwnie się czułem.
-Dobrze. Możemy się spotkać i porozmawiać, sama nie wiem co mam o tym myśleć.
Chłopak zaśmiał się nerwowo i powiedział:
-Cieszę się. To do kiedy i gdzie?
-Do jutra? W nowej pizzerii? Miałam się tam wybrać, teraz będzie z kim. O 17 tam będę.
-Ok! Do zobaczenia.
-Pa!
I kiedy odszedł Łukasz, zaraz pojawił się Adrian i zamiast się przywitać od razu zapytał:
-Kto to?
-Cześć! Też Cię miło widzieć.
-Cześć, cześć. Kto to?
-Łukasz. Ten z klubu.
-Co chciał?
-Spotkać się.
-A Ty się pewnie zgodziłaś...- powiedział wkurzony.
-A masz z tym jakiś problem?
-Szczerze to mam! Umawiasz się z jakimiś frajerami, a później u mnie szukasz pocieszenia. Ja mam tego dość. Wiesz, że Cię kocham i mi na Tobie zależy. Wykorzystujesz to?
-Adrian... Przecież o tym rozmawialiśmy...
- I myślisz, że tak sobie pstryknę palcem i wszystko zniknie? Krzywdzisz mnie. Zrozum!
Zatkało mnie. Stałam jak wryta i nie wiedziałam co powiedzieć. Miał rację. Krzywdziłam go. Ale tylko w nim i moim ojcu miałam zawsze wsparcie. Bez niego nie dałabym rady sobie z problemami. Ale jeśli mam go krzywdzić to może lepiej skończyć z tą przyjaźnią?
-Masz rację... Przestańmy się przyjaźnić.
-Co?! - krzyknął
-Pa!
-Czekaj! - złapał mnie za rękę i dodał- nie o to mi chodziło. Noemi. Kurde! Nie chcę Cię stracić.
-Nie stracisz. Po prostu ograniczymy kontakty. Żebyś nie słuchał o frajerach. - odwróciłam się i poszłam do domu. Ten dzień mnie zmiażdżył. Był tak ciężki, że nie byłam w stanie go udźwignąć. Po powrocie położyłam się spać.

poniedziałek, 16 maja 2016

Undecided cz.5

Wczorajszy dzień był pełen wrażeń. Dzięki Laurze i rozmowie z nią ulżyło mi. Nie będę się starać o Kacpra. Dlaczego mam to robić? Dzwoniłam raz. Nie udało się trudno. Może ta dziewczyna z którą rozmawiałam przez telefon była jego partnerką, może nie. Nie mnie oceniać. W każdym razie ja mówię STOP. Czas pomyśleć o sobie.
O incydencie, który miał miejsce wczoraj z Łukaszem wolę nie mówić. Byliśmy oboje pijani, wkurzeni. Wystarczy, żeby dać się ponieść. Było miło, ale się skończyło szybko i bezpiecznie.
Czas się wybrać dziś na zakupy. Potrzebuje jakiś wygodnych butów do biegania, bo zaczynam dbać o siebie i robić formę. Niby jestem szczupła, ale jędrne i smukłe ciało nikomu nie zaszkodziło.
Zeszłam na dół do swojego taty. Zjadłam z nim śniadanie i powiedziałam:
-Zacznę biegać!
-O proszę. Zmiany! - odpowiedział zdziwiony ojciec.
-Zgadza się. Po za tym ponoć bieganie odpręża, wytwarza endorfiny.
-Wszystko jest prawdą. - dodał tato z uśmiechem na twarzy.
-Tylko wiesz co? - zapytałam z minka smutnego szczeniaczka.
-Nie masz butów? - zapytał retorycznie ojciec. On potrafi czytać mi w myślach.
-Tak!
-Momencik...- powiedział, wstał i wziął portfel. Wyciągnął 200 zł i dodał - tylko kup jakieś ładne.
Uśmiechnęłam się, ucałowałam go w policzek i z powrotem usiadłam na krześle, żeby dokończyć jeść. Po śniadaniu, ubrałam się i razem z tatą pojechałam do miasta. Mnie zawiózł do sklepu, a sam pojechał do biura trochę popracować. Jest prawą ręką szefa, więc ma trochę więcej przywilejów. Po za tym przyjaźni się z szefem, są nierozłącznymi kumplami, więc idealnie się ustawił w życiu.
Weszłam do sklepu z odzieżą i obuwiem sportowym. Zaczęłam rozglądać się za butami w skupieniu, aż nagle usłyszałam męski głos za sobą. Odwróciłam się energicznie i zapytałam:
-Słucham?
-Czy w czymś pomóc? - powtórzył pracownik sklepu. Młody, przystojny, ale nie w moim typie.
-Szukam dobrych butów do biegania. Takich do 200 zł .
-Zaraz coś znajdziemy...
Po tych słowach zaczęło się przymierzanie, sprawdzanie i dokonywanie wyborów. Ostatecznie wybrałam Adidas Performance. Były najwygodniejsze i nieźle stały z ceną. Do butów dobrałam sobie spodenki i ze sklepu wyszłam zadowolona.
Będąc już w domu, szybko wskoczyłam w strój do biegania i ruszyłam na pierwszy "maraton". Wybiegając z parku, natknęłam się na Kacpra. Uśmiechnął się do mnie i zapytał:
-Gdzie biegniesz?
-Daleko...
-Ja właśnie do Ciebie idę.
-A mnie nie ma.
-Jesteś. Pogadamy?
-Spoko. Chwilę, bo chce dokończyć.
-Rozumiem.
-Dzwoniłam do Ciebie wczoraj. Odebrała jakaś dziewczyna. Nie chciałam przeszkadzać. Bądź co bądź przemyślałam sobie wszystko i chce świętego spokoju. Więc nie czekaj na mnie, w sumie to i tak nie czekasz.
-Co?! Jaka dziewczyna?!
-Nie wiem. Nie pytałam.
-Albo to była moja kuzynka, albo Ci się na uszy rzuciło, bo z nikim nie jestem.
-Wypraszam sobie! Nie mam czasu na głupie gadanie.
-Wybacz. Noemi. Daj nam szansę. Kocham Cię! Boże! Ile razy mam to powtarzać. Ja bez Ciebie zwariuje.
-Daj spokój. Długo się nie odzywałeś i wytrzymałeś. A teraz wariujesz. Przesadzasz.
-Błagam Cię. Spróbujmy. Ostatnia szansa.
-Nie. Pa! - odpowiedziałam i pobiegłam. Lecz później się zastanawiałam czy nie potraktowałam go za ostro. Nie mogę się sensownie pozbierać. Jestem zła sama na siebie.

niedziela, 8 maja 2016

Undecided cz.4



Wizyta i tłumaczenia Kacpra siedziały w mojej głowie przez kilka dni. Przez te kilka dni zastanawiałam się, co z tym fantem zrobić. Jedno jest pewne! Decyzję trzeba podjąć i tą ostateczna decyzję podejmę z moim ojcem. On zawsze potrafił mi doradzić. Na temat moich miłosnych spraw wiedział niewiele, ale posiada umiejętność patrzenia na wszystko trzeźwym okiem i kieruje się zawsze moim dobrem, bo ja sama czasami o tym zapominam.
Zeszłam na dół. Tata siedział ze swoją dziewczyną i oglądali film. Anka jest konkretną kobietą. Lubię ją, ale matki mi nigdy nie zastąpi. Kiedy ją zobaczyłam, trochę mi ulżyło, ona też mogła by mi pomóc. Zna się na życiu, sama przeszła wiele.
-Cześć wam! – rzuciłam i usiadłam na fotelu obok.
-Cześć! – powiedzieli wspólnie, jakby to wcześniej ćwiczyli.
-Macie chwilę? Potrzebuję pomocy.
-Jasne! – odpowiedział tata – o co chodzi?
-Chodzi o Kacpra…
-Tego przez którego tyle płakałaś? – zapytała Ania, która już trochę zna tą historię.
-Tak – odpowiedziałam kobiecie z wymuszonym uśmiechem.
-Co on od Ciebie chce? – powiedział ojciec.
-Wyjaśnił mi całą sytuację z nad jeziora. I nie jest ona taka beznadziejna. Znaczy… Z jednej strony jest, bo miał dziewczynę będąc ze mną, ale z drugiej strony, chciał z nią zerwać dla mnie…
-Ale…? – dopytała Ania.
-Ona była śmiertelnie chora. Nie chciał jej dodatkowo załamywać i nie chciał wyjść na frajera, który zostawia dziewczynę w potrzebie.
-No to ładnie z jego strony – rzekł ojciec.
-No, ale czemu bawił się uczuciami Twojej córki? – rzuciła oburzona Ania.
-Powiedział mi, że chciał dawać jej siłę, a tą siłę dawałam mu ja. Jej już nie kochał i sam z siebie nie potrafił jej pocieszać. Stwierdził, że gdyby nie ja pewnie już dawno by z nią zerwał, bo by nie wytrzymał.
-Powinnaś mu wybaczyć kochanie. – powiedział ojciec łapiąc mnie za rękę.
- Tak myślisz?
-Tak. Nie angażujcie się od razu w związek, bo trzeba po czymś takim czasu, ale zasłużył na wybaczenie. Kierował się dobrem kogoś, komu nie zostało wiele życia. Postąpił dobrze.
-Dziękuję tato! – przytuliłam go i dałam buziaka w policzek – Kocham Cię !
-Ja Ciebie też!
-Lecę do siebie. Już nie przeszkadzam.
Pobiegłam na górę. W pokoju, wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam do Kacpra…
-Halo?
-Tak? – usłyszałam głos dziewczyny w słuchawce.
-Yyy.. Jest Kacper? – zapytałam.
-Kacpi nie może teraz rozmawiać. Kąpie się. Coś przekazać?
-Nie. Cześć. – odpowiedziałam zawiedziona. Kim była ta dziewczyna? Tak na mnie czeka, że się umawia z innymi. Mogłam się domyślić. Nie warto tracić na niego czasu. Nie jest tego wart. Wzięłam telefon po raz drugi i zadzwoniłam do Laury.
-Cześć kochana! Co robisz?
-W sumie to się nudzę.
-Idziemy na jakieś piwo? Mam ochotę się w spokoju napić.
-Z Tobą zawsze. Gdzie i kiedy?
-Za godziny w barze w centrum.
-Będę! Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i zaczęłam się ubierać. Założyłam niebieskie rurki, białą bokserkę i turkusowy sweterek. Do tego kremowe trampki. Uczesałam włosy w kucyk i wyszłam z domu rzucając hasło ojczulkowi, że będę wieczorem.
Na miejscu, w barze , było pełno ludzi. Jakby coś za darmo rozdawali. Wolne miejsce było tylko na zewnątrz. Dobrze, że było ciepło to usiadłam sobie pod parasolem. Podszedł do mnie kelner z uśmiechem na twarzy i zapytał:
-Co podać?
-Poproszę piwo z sokiem.
-Już się robi! – odpowiedział i puścił oczko.
Błagam darujcie sobie wszyscy mam dość facetów. W końcu przyszła Laura. Przytuliłam ją i powiedziałam:
-Nic dla Ciebie nie zamawiałam, bo nie wiem co chcesz.
-Piwo z sokiem.
-Czyli standard. Zaraz przyjdzie to zamówisz. Uważaj, podrywacz.
-Faaajnie! 
Kelner do nas podszedł. Podał mi moje piwo i zaczął flirtować z Laurą. Tylko  z nią to trwało dłużej, bo ona podtrzymywała temperaturę. Doszło do tego, że wymienili się numerami. Co za dziewczyna! Ładna, wygadana to każdy mógłby być jej, a ona nie ma żadnego. I w sumie ma rację. Nikt nie psuje jej humoru i przez nikogo nie musi tak rozmyślać.
Kiedy kelner zostawił nas w spokoju i tylko co jakiś czas przyglądał się Laurze, my zaczęłyśmy pić piwo i rozmawiać o wszystkim i o niczym. Wygadałam się koleżance, aż mi było lżej. Ona tylko przytakiwała, a na końcu wygłosiła monolog, który zawsze kończy się tak samo: „Ważne jest tylko Twoje szczęście.”. Ona ma chyba takie motto życiowe.
Całe spotkanie zakończyło się na 4 piwach na głowę i lekkiej fazie. Zadzwoniłam po taksówkę, która bezpiecznie miała mnie odwieźć do domu, bo Laura szczęściara miała blisko. Zanim przyjechała taksówka, natknęłam się na kolegę Łukasza. Przechodził obok baru, jakiś taki wściekły, może smutny. Nie potrafiłam odczytać nic z jego twarzy. Rzuciłam do niego:
-Cześć!
Spokojnie próbował ogarnąć kto go przywitał. Kiedy wzrokiem odnalazł moją twarz, podszedł do mnie i odpowiedział:
-Cześć! A co Ty tu?
-A Ty?
-Przyszedłem się dopić.
-Coś się stało?
-Dziewczyna mnie zdradziła i w sumie to mnie tak nie boli, bo chyba już dawno nic do niej nie czułem. Najgorsze jest to, że z moim przyjacielem. Szkoda mi chłopaka i jestem w szoku, że mógł mi to zrobić.
Zaskoczyła mnie wylewność Łukasza. Przytuliłam go i szepnęłam do ucha: „Nie przejmuj się”. Kiedy chciałam się odsunąć, on nie wypuścił mnie z objęć, przybliżył tylko swoje usta do moich i mnie pocałował. Nie chciałam przerywać tej chwili uniesienia, bo była cudowna. W pewnym momencie chciałam dać ponieść się chwili i nie zastanawiać jak to się skończy, ale przyjechała taksówka i może całe szczęście, bo na trzeźwo żałowała bym każdego odważniejszego kroku.

poniedziałek, 2 maja 2016

Chwila dla nauki

Witojcie!
Z powodu takiego, że mam mało czasu, bo jestem przed maturką kolejną część dodam w niedzielę. Mam nadzieję, że ktoś czeka.
Miłego dnia, a swoim rówieśnikom życzę zdania matury! Uszy do góry!

środa, 27 kwietnia 2016

Undecided cz.3

-Noemi! - obudziło mnie wołanie z dołu. Głos ojca. Nie ma w zwyczaju budzić mnie po imprezie. Zazwyczaj daje mi się wyspać, a później robi "śniadanio-obiad" . No, ale jak tata woła, to trzeba zejść. Włożyłam bluzę z kapturem na pidżamę, swoje kolorowe kapcie i powoli, ospałym krokiem dotarłam do kuchni.
-Co jest? - zapytałam, podniosłam głowę i zobaczyłam Kacpra.
-Patrz kto przyszedł. - powiedział ojciec, dziwnie zadowolonym głosem.
-Co tu robisz?! Dlaczego nachodzisz mnie w moim domu?! - zaczęłam od razu od krzyku. Nie potrafiłam, widząc go, mówić spokojnie. Jego widok sprawiał, że gniew we mnie wzrastał.
-Chce porozmawiać. A Ty nigdy nie możesz. Postanowiłem Cię odwiedzić, bo już dłużej nie będę czekał.
-Wyjdź! Natychmiast!
-Noemi. Proszę o chwilę rozmowy. Później wyjdę. Obiecuje.
Chwilę zastanawiałam się, patrząc w podłogę. Później podniosłam głowę, spojrzałam na niego gniewnie i odpowiedziałam:
-Masz 10 minut. Chodź na górę. - i ruszyłam w stronę swojego pokoju.
Już całkiem obudzona, oparłam się o komodę w moim pokoju, wskazałam krzesło i powiedziałam:
-Proszę, siadaj.
-Postoje. - odpowiedział, podszedł bliżej mnie , odsunęłam się i rzekłam:
-Chciałeś pogadać to mów.
-Dobrze. Słuchaj... Ta sytuacja nad jeziorem. To nie było tak, że ja się Ciebie chciałem wyprzeć przed znajomymi. Chodziło tu o coś kompletnie innego. Wśród tych znajomych, była dziewczyna z którą właśnie tamtego dnia miałem zerwać z Twojego powodu. Ale chciałem to zrobić w cywilizowany sposób, bo nie zasłużyła sobie, na nic innego.
-Aha! To byłeś ze mną i jeszcze z inną?
-Tak. Przepraszam Cię za to, ale na początku nie chciałem jej zostawiać, bo ona mnie kochała, a ja stwierdziłem, że do końca jej życia będę dawał jej szczęście, nawet jeśli miałbym kłamać.
-Do końca jej życia?! Co Ty pieprzysz?!
-Miała raka. Nie wiele jej wtedy zostało. Przez chorobę strasznie się zmieniła, zapominała mnie, czasami nawet wyzywała, ale mówiła, że jestem dla niej wszystkim. Dlatego też nawet tamtego dnia, kiedy Ciebie tak potraktowałem, nie potrafiłem z nią zerwać. Do końca ją okłamywałem, ale jeśli miałbym jeszcze raz przez to przechodzić, zrobił bym tak samo. Widziałem ile siły jej dawałem, kiedy nowotwór chciał ją z tej siły doszczętnie okraść.
-Dlaczego zacząłeś się ze mną zadawać? Miałeś umierającą dziewczynę, a zabawiałeś się ze mną?
-Wiem.. Źle postąpiłem, ale jestem tylko człowiekiem. Też potrzebuje miłości, wsparcia. Ty to wszystko mi dawałaś, kiedy ona już nie mogła. Dzięki Tobie, ja miałem siłę, żeby dawać ją Julce. Byłaś nam potrzebna, I mnie i jej. Ja Cię kocham Noemi. Nigdy nie przestałem Cię kochać. Wiem, że ta historia może wiele nie zmieni, ale spróbuj zrozumieć moją sytuacje.
Stanęłam przy oknie. Spojrzałam przez nie, ale tak na prawdę nie skupiłam się na widokach. Układałam wszystkie wątki i starałam się, na chwilę obecną, zrozumieć jego sytuacje. Ale ciężko mi było. Zrozumiałam, że nie zasługuje na takie zachowanie z mojej strony więc powiedziałam:
-Pozwól, że wszystko sobie przemyślę. Jeśli na serio mnie kochasz i Ci zależy, to daj mi czas.
Chłopak uśmiechnął się. Podszedł do mnie i chciał mnie delikatnie pocałować. Lekko odsunęłam się i powiedziałam:
-Daj spokój.
-Dzięki za rozmowę. Do zobaczenia. - powiedział z uśmiechem i wyszedł z mojego pokoju. A ja położyłam się na łóżku i leżałam na nim do popołudnia. Gdy by nie telefon, który wyrwał mnie z rozmyślań, może nigdy bym nie wstała. Spojrzałam na wyświetlacz i wyświetliło się zdjęcie Adriana.
-Dzień dobry! - powiedziałam.
-No hej! Myślałem, że umarłaś. Co się nie odzywasz? Idziemy na te rolki?
-Jakie rolki? - zapytałam zdziwiona.
-No wczoraj uparcie twierdziłaś, że pójdziemy dzisiaj na rolki, nawet się założyłaś ze mną.
-Jeju! Adrian. Ty nie wiesz, że po pijaku się ze mną nie zakłada?
-Wiem, ale chciałem z Tobą wyskoczyć. Nudzi mi się.
-No dobra! Ogarnę się za 30 minut możesz po mnie wpaść. - powiedziałam.
-Okay! Będę. Do zobaczenia.
-Pa!
Powoli zwlokłam się z łóżka. Ściągnęłam pidżamę, ubrałam legginsy, sweter i bezrękawnik. Niby wiosna, ale nie do końca ciepło. Uczesałam się w kucyka, przemyłam twarz, przypudrowałam strefę T i musnęłam tuszem rzęsy. Byłam gotowa. Jeszcze tylko coś na ząb i mogę iść. Zeszłam na dół. Mojego taty nie było, zostawił tylko kartkę: "Pojechałem do Ani. W lodówce masz tortille. Szkoda, że nie zjedliśmy obiadu wspólnie. Wrócę jutro. Kocham Cię najmocniej na świecie. Dzwoń jak będziesz czegoś potrzebować. Twój ojczulek."
Uwielbiam mojego tatę. Dba o mnie i zrobi dla mnie wszystko. Nawet teraz, kiedy znalazł sobie nową kobietę, najważniejsza jestem ja. Kiedy żyła mama, nasze relacje były trochę gorszę, ale nigdy nie były beznadziejne. Potrafiłam się z nim dogadać.
Zjadłam przepyszną tortille taty i wyszłam z domu. Adriana jeszcze nie było, więc usiadłam sobie na schodach do mojego domu i czyściłam kółka od rolek. Nie wiem gdzie ja jeździłam, że mam w nich tyle trawy. Nagle usłyszałam jak podjeżdża auto. Uniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Adriana, który czekał w samochodzie. Energicznie wstałam, wsiadłam do auta, ucałowałam go w policzek i powiedziałam:
-Oby było mało ludzi w skate parku, bo trochę zapomniałam jak się jeździ.
-Spokojnie. Będę Cię asekurować.
Zaśmiałam się i odwróciłam głowę w drugą stronę. Jednak czułam, że przyjaciel mi się przygląda.
-Coś się stało?
-Nie. -odpowiedziałam.
-A ja wiem, że tak. Mów!
-Był u mnie Kacper... Wyjaśnił mi całą sytuacje z nad jeziora.
-Co wyjaśnił?
Wtedy opowiedziałam Adrianowi całą historię. Trochę czasu mi to zajęło, bo jak skończyłam to dotarliśmy już na miejsce. Chłopak kazał mi uważać na byłego, bo stwierdził, że nie ufa się takim w stu procentach. Popieram jego zdanie w tej kwestii. Jednak w środku czuję, że powinnam dać mu szansę. Nie wiem co robić...

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Undecided cz.2

Tydzień minął spokojnie. Chodziłam do szkoły, siedziałam w domu i kułam do matury. Na szczęście kończę to liceum. Jedyne czego będzie mi brakować to moich znajomych, ale przecież zawsze można utrzymywać kontakt. Nie tak często jak teraz, ale można.
Dziś sobota, a więc znowu jakaś impreza. Lubie sobie wyskoczyć gdzieś ze znajomymi, odpocząć od całego tygodnia nauki i innych męczących spraw.
Przed dzisiejszą imprezą umówiłam się z Laurą, moją koleżanką na zakupy. Postanowiłyśmy, że kupimy sobie coś ładnego i seksownego. Już dawno nie byłam na zakupach. Czas najwyższy!
Przed wyjściem do centrum handlowego, zadzwonił do mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: "NUMER PRYWATNY". Czasami moja wychowawczyni dzwoni do mnie z prywatnego, ale nigdy w sobotę. Odebrałam i w słuchawce usłyszałam głos Kacpra:
-Noemi?
-Tak...- odpowiedziałam niepewnie, bo miałam cichą nadzieję, że to jednak nie on.
-Tu Kacper. Masz chwilę by się dzisiaj spotkać? - zadał pytanie, które mnie rozbawiło. Zaśmiałam się ironicznie i odpowiedziałam:
-Pa!
Dzwonił jeszcze kilka razy, ale za każdym razem odrzucałam połączenie, aż w końcu przestał. Nie zepsuje mi dzisiaj nastroju. Co to, to nie!
Zakupy! Dojechałam na miejsce. Pod budynkiem stoi Laura z uśmiechem na twarzy. Dołączyłam do niej i zapytałam:
-Gotowa?
-Bardziej nie będę.- odpowiedziała i się zaśmiała.
Weszłyśmy do naszego ulubionego sklepu BERSHKA. Jest tam sukienka, która podoba mi się od miesiąca. Jeśli będzie na mnie dobra, to od razu kupuję. Biorę swoją wymarzoną rzecz do przymierzalni i zakładam. Wychodzę z przymierzalni żeby pokazać się Laurze i widzę jak rozmawia z kimś przez mój telefon. Spojrzałam na nią z przerażeniem i zapytałam:
-Z kim rozmawiałaś?
-Niespodzianka!
-Jaka niespodzianka! Z kim rozmawiałaś?! - zaczęłam na nią krzyczeć.
-Noemi. Uspokój się.
-Laura, błagam Cię odpowiedz mi. To nie są żarty.
-Jakimś Kacprem. - odpowiedziała z przerażeniem w głosie.
-Pytał się o coś?
-Gdzie jesteśmy.
-Proszę, powiedz, że mu nie powiedziałaś. - rzekłam z nadzieją w głosie.
-No... Ten...
-Niee... Laura. Musimy się stąd zmywać. I zrobić to tak, żeby nas nie spotkał.
-Ale poczekaj... Weź tą sukienkę, wyglądasz nieziemsko.
Bez słowa weszłam do przymierzalni. Ściągnęłam z siebie to cudo, które rzeczywiście dobrze na mnie leżało. Ubrałam się i szybko poszłyśmy do kasy. Kupiłam w mgnieniu oka sukienkę i szybkim krokiem podążałyśmy do wyjścia:
-A sukienka dla mnie?
-Kupimy. W innym sklepie, gdzieś na mieście.
Byłyśmy już przy drzwiach, ale przez nieuwagę wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Upadłam na ziemię z hukiem. Zrobiło mi się przez chwilę ciemno przed oczami, ale zaraz wróciłam do normy. Powoli wstałam, przy pomocy chłopaka i powiedziałam:
-Przepraszam...Nie chciałam. - podniosłam lekko głowę, spojrzałam przed siebie i moje spojrzenie, skrzyżowało się ze spojrzeniem najprzystojniejszego faceta jakiegokolwiek widziałam. Poczułam, że delikatnie się rumienie. Chłopak uśmiechnął się słodko i powiedział:
-Nic się nie stało. Też przepraszam. Zapatrzyłem się w telefon.
-Noemi! -zawołała Laura, która mnie ocknęła.
-O sorki. Muszę lecieć. Jeszcze raz przepraszam. Pa!
-Do zobaczenia! - odpowiedział zalotnie. Wyczułam, że też mu się spodobałam.
Kiedy wyszliśmy z centrum, koleżanka zaczęła się ze mnie śmiać i mnie ganić za to, że nie wzięłam numeru, że się nie przedstawiłam. Ale się po prostu zawstydziłam.
Cała akcja, ewakuacja przebiegła pomyślnie. Nie spotkałam kogoś, kogo spotkać nie chciałam.
Nareszcie dom. Zakupy zakończone pomyślnie. Dla mnie chyba bardziej, ale Laura, też kupiła sobie śliczną kieckę. Zresztą! Sama jest sobie winna. Nieświadomie, ale jednak spowodowała zamieszanie.
Teraz tylko szybki prysznic, malowanie, czesanie i czekam na transport. W szykowaniu się jestem mistrzynią, bo wystarczy mi nie cała godzina. Jestem najszybsza z moich koleżanek. Kiedy już się odpicowałam i zeszłam na dół, pokazałam się tacie. Ten zaniemówił.
-Tato! Brzydko?
-Nie, nie... Jesteś piękna.
Słowa taty mnie rozczuliły. Przytuliłam go i usłyszałam klakson na zewnątrz.
-O! To pewnie Adrian. Lecę tatku! Wrócę późno, więc śpij spokojnie.
-Dobrze. Uważaj na siebie. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też! - odpowiedziałam i wyszłam z domu. Wtedy usłyszałam gwizd. To był Adrian. Wysiadł z samochodu, żeby otworzyć mi drzwi.
-No, no... Zapraszam, zapraszam.
-Przestań ! - odpowiedziałam i uderzyłam go lekko w ramię.
-Jest cudnie.
-Dziękuję.
Całą drogę do klubu milczałam, przyjaciel też. Ale to nie była cisza, która mnie onieśmielała. Raczej taka przyjemna, kojąca. Kiedy wysiedliśmy z auta, podeszła do nas Laura ze swoim chłopakiem i dwóch kumpli Adriana, których znam z kilku domówek. Przywitałam się z grupą i weszliśmy do środka, a tam tłumy. Wszyscy pościskani i ledwo się ruszają. Uśmiechnęłam się do Adriana i chciałam go zaciągnąć do tańca, ale jeden z jego kolegów miał takie same zamiary wobec mnie i zrobił to nieco szybciej. Na parkiecie bawiłam się świetnie. Chłopak miał nieziemskie ruchy i potrafił mnie rozbawić. Po wyczerpującym tańcu zabrał mnie na drinka. Stanęliśmy przy barze i poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się przerażona i zobaczyłam przystojniaka z centrum. Tak jakby trochę odważniejsza powiedziałam:
-Witam!
-Hej! Miłe spotkanie.
-Zgodzę się...Yy...
-Yyy..?
-Jak masz na imię?
Kolega stojący obok mnie zaśmiał się i powiedział:
-Znacie się, a się nie znacie?
-No idealnie to opisałeś. - powiedział przystojniak.
-To się poznajcie, a ja będę przy naszym stoliku, jak coś to dzwoń.- powiedział i poszedł.
-Chłopak?
-Twoje imię...?
-Łukasz! Miło mi.
-Nie, nie chłopak. Mnie również.
-A imię?
-A zgadnij.
Chłopak uśmiechnął się i zapytał:
-Lubisz takie podchody?
-Tylko wtedy jak mam odwagę, żeby porozmawiać. - odpowiedziałam i pożałowałam odpowiedzi.
-Rozumiem. Mam szczęście, bo pamiętam jak zwróciła się do Ciebie koleżanka w sklepie.
-Jak?
-Noemi. Interesujące. Nie w moim stylu, ale oryginalne.
-Dzięki za szczerość. - odpowiedziałam zawiedziona.
-Łukasz!- doszedł nas jakiś kobiecy głos z tłumu. Wyłoniła się, zgrabna, czarnowłosa dziewczyna. Opalona z odważnym makijażem. Nie była typem delikatnej kobiety, ale można uznać ją za piękną. Przytuliła się do Łukasza i zapytała:
-A to..?
-Noemi. Moja koleżanka.
-Miło mi. Kasia.
-Mnie również.- odpowiedziałam.
-Chodź tańczyć. - powiedziała do Łukasza i pocałowała go w policzek.
-Rozmawiam teraz.
-Wszyscy ważniejsi ode mnie? - zapytała i rozpoczęła kłótnie, w której nie chciałam uczestniczyć. Już wiedziałam, że to jego dziewczyna. Po co mi zajęty chłopak. Wróciłam do swojej ekipy, z którą spędziłam resztę imprezy.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Undecided cz.1

Ciężki poranek, po nocy pełnej wrażeń. Wychodziłam na zwykłą imprezę wśród starych, dobrych znajomych, ale na imprezie się nie skończyło. Musiał pojawić się ktoś, kto przewrócił moje JUŻ poukładane życie. Znowu przewrócił. Przez niego musiałam je układać. Frajer, tchórz i gnojek. A jednak nadal coś do niego czuje. Wczoraj wyrzuciłam z siebie za dużo uczuć. Obnażyłam się przed nim, a nie powinnam. Moją jedyną bronią, którą miałam na niego, był mój idealny kamuflaż, który ukrywał przed nim to, że go kocham, że nocami płaczę i za nim tęsknie. Wszystko stopniowo malało. Zanikało.
Co mi zrobił? Zranił. Cholernie zranił. I to po tym jak mu powiedziałam, że jest dla mnie wszystkim.
Było to w piękny, czerwcowy dzień. Słońce od samego rana dawało popalić. Zawsze w takie upalne dni, wyjeżdżałam z moim ukochanym nad jezioro. Tego dnia niestety nie było go ze mną. Dzień wcześniej musiał wyjechać do swoich rodziców, niby potrzebowali jego pomocy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Na szczęście zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka. Zaproponowała mi wypad nad jezioro, pod namioty. Uwielbiam przebywać w dobrym towarzystwie, więc bez większego zastanowienia przystałam na jej propozycje. Spakowałam się i wyjechaliśmy. Dziewczyny zaczęły rozkładać namioty, ja poszłam załatwić potrzeby fizjologiczne i w tym samym momencie nad jezioro przyjechały dwa samochody. Jeden z nich już gdzieś widziałam, ale nie miałam większych podejrzeń, bo przecież nie jeden taki wyprodukowali, ale kiedy dołączyłam do dziewczyn i przyjrzałam się z bliska osobą, które przyjechały dostrzegłam w nich jego, Kacpra. Zastanawiałam się co on tam robi. Zdziwiona, lekko wkurzona, ale też szczęśliwa, że jest tu gdzie ja. Może wrócił, był u mnie, dowiedział się od mamy, że jestem tutaj i przyjechał (głupie myślenie zakochanej dziewuchy). Podbiegłam do niego, przywitałam się, rzuciłam na szyje, a on odepchnął mnie i udawał, że mnie nie zna, Powiedział, że go z kimś pomyliłam. Zrobił ze mnie idiotkę. Zamurowało mnie. Chciałam z nim pogadać, ale odszedł, a jego kumple i jakieś dziewczyny ze mnie się śmiali. Zdołowana wróciłam po swoje rzeczy do namiotu i wróciłam do swojego domu.
Od tamtego momentu, aż do dziś minęło  5 miesięcy. 5 głuchych miesięcy. Nie odezwał się do mnie ani razu. Z początku pisałam do niego, byłam w stanie mu to wybaczyć, ale teraz już nie. Życie potrafi być paradoksalne.
Co się dokładnie działo wczoraj? A więc tak...
Tańczyłam sobie z moim znajomym, a nawet przyjacielem - Adrianem - dzięki niemu bardziej sobie radzę po tej trudnej sytuacji. Chłopak utkwił w strefie przyjaźni, ale nigdy nie dawałam mu cienia szansy na związek. Wracając do sprawy!
Tańczyłam z nim, aż nagle chłopak dostał od kogoś z pięści w nos. Upadł na ziemię. Ja od razu uklękłam przy nim i chciałam mu pomóc, a oprawcą zajęli się inni. Kiedy doprowadziłam przyjaciela do ładu, chciałam dowiedzieć się, kto mu to zrobił. Od mojej przyjaciółki Klary, dowiedziałam się, że do Kacper. Zatkało mnie! Dziewczyna powiedziała mi, że jest on teraz przed klubem. Pełna odwagi wyszłam na zewnątrz.. Zobaczyłam go, podbiegłam i zaczęłam go bić pięściami po klatce piersiowej, a raz uderzyłam go w twarz. Chłopak się nawet nie bronił, a nawet rzucił słowami: "zasłużyłem sobie, za to co Ci zrobiłem". Ruszyło to moje serce. Był pijany, tak jak ja! Ale... Miałam wrażenie, że mówił szczerze. Jednak nie przestawałam bić, dopóki nie podbiegł do mnie Adrian i nie uspokoił:
-Zostaw go! Choć do domu.
-Nie. Jest idiotą. Skończonym idiotą!
Wtedy odezwał się Kacper:
-Byłem idiotą. Zmieniłem się. Chciałem Cię przeprosić. Ja Cię kocham!
-Zamknij się! - krzyknęłam- nigdy Ci już nie uwierzę. Skończyłeś się dla mnie już dawno. Nie istniejesz. - okłamywałam sama siebie. Dobrze wiedziałam, że nadal go kocham. Chciałam, żeby myślał, że bez niego jest mi lepiej.
-Wiem, że to nie prawda. Też mnie kochasz. Wiem jak wyglądasz kiedy jesteś szczęśliwa. - te słowa sprawiły, że pękła we mnie jakaś bańka zwana "ograniczeniem". Wyrzuciłam z siebie wszystko, niepotrzebnie.
-Tak ! Kocham. Tęsknie. Ale to wszystko to tylko uczucia, które przestaną się liczyć po pewnym czasie. Ty coś o tym wiesz. Twoje też minęły. I nie wmówisz mi, że mnie kochasz. Nie oszukasz osoby, która kocha i chciałaby być kochana. Proszę zostaw mnie i pozwól kiedyś być szczęśliwą. Bez Ciebie. - po policzku spłynęła łza. Poszłam do Adriana, który stał przy samochodzie i czekał, żeby odwieźć mnie do domu.
Dlatego dzisiejszy poranek jest taki ciężki. Wolałabym leżeć cały dzień w łóżku i ukryć się przed całym światem. Chociaż w tą jedną niedziele. Niestety nie mogę. Umówiłam się z Adrianem, że pójdę z nim dzisiaj do dziecięcego hospicjum. Jestem tam wolontariuszką już od dawna, jednak ostatnio rzadko tam chodziłam. Nie mogłam swoim złym nastawieniem dołować te dzieci. Dzisiaj też  nie było ze mną najlepiej, ale obiecałam przyjacielowi. Poza tym będę wymalowana za klauna, więc będę się dobrze kamuflować.
Pozbierałam się szybko. Szybkie mycie, odświeżenie. Wybiła godzina 15 i trochę bardziej wypełniona energią wyszłam z domu, przed którym był Adrian. Siedział w samochodzie i machał energicznie. Wsiadłam, zamknęłam drzwi, pocałowałam go w policzek, a on zapytał:
-Dalej myślisz o tym co się wczoraj wydarzyło?
-No tak... Tym bardziej, że się tego w ogóle nie spodziewałam.
-Nikt się nie spodziewał.- powiedział i czułam, że nawiązał do niespodziewanego strzała w nos. Poprawił mi tym trochę humor. Dobrze, że on też będzie pomalowany, bo nie wygląda za dobrze.
Przez te kilka godzin w hospicjum całkowicie zapomniałam o swoich problemach. Dzieci dały mi tyle energii, że mogłam góry przenosić. Są mądrzejsze niż nie jeden dorosły i o wiele lepiej znają życie. Choć niektóre mają zaledwie 3 lata. Kocham je wszystkie. Tak wiele bym dała, żeby wyzdrowiały, cieszyły się życiem. Niestety nie mogą. Czekają na paskudną śmierć, która jest bezlitosna i zabiera takie małe aniołki. Przy nich uświadamiam sobie, że moje problemy są niczym przy ich problemach i, że to nie ja powinnam płakać, tylko one, a jest na odwrót. I właśnie dziś się zmieniam. W twardą i niezależną kobietę.