niedziela, 24 kwietnia 2016

Undecided cz.1

Ciężki poranek, po nocy pełnej wrażeń. Wychodziłam na zwykłą imprezę wśród starych, dobrych znajomych, ale na imprezie się nie skończyło. Musiał pojawić się ktoś, kto przewrócił moje JUŻ poukładane życie. Znowu przewrócił. Przez niego musiałam je układać. Frajer, tchórz i gnojek. A jednak nadal coś do niego czuje. Wczoraj wyrzuciłam z siebie za dużo uczuć. Obnażyłam się przed nim, a nie powinnam. Moją jedyną bronią, którą miałam na niego, był mój idealny kamuflaż, który ukrywał przed nim to, że go kocham, że nocami płaczę i za nim tęsknie. Wszystko stopniowo malało. Zanikało.
Co mi zrobił? Zranił. Cholernie zranił. I to po tym jak mu powiedziałam, że jest dla mnie wszystkim.
Było to w piękny, czerwcowy dzień. Słońce od samego rana dawało popalić. Zawsze w takie upalne dni, wyjeżdżałam z moim ukochanym nad jezioro. Tego dnia niestety nie było go ze mną. Dzień wcześniej musiał wyjechać do swoich rodziców, niby potrzebowali jego pomocy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Na szczęście zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka. Zaproponowała mi wypad nad jezioro, pod namioty. Uwielbiam przebywać w dobrym towarzystwie, więc bez większego zastanowienia przystałam na jej propozycje. Spakowałam się i wyjechaliśmy. Dziewczyny zaczęły rozkładać namioty, ja poszłam załatwić potrzeby fizjologiczne i w tym samym momencie nad jezioro przyjechały dwa samochody. Jeden z nich już gdzieś widziałam, ale nie miałam większych podejrzeń, bo przecież nie jeden taki wyprodukowali, ale kiedy dołączyłam do dziewczyn i przyjrzałam się z bliska osobą, które przyjechały dostrzegłam w nich jego, Kacpra. Zastanawiałam się co on tam robi. Zdziwiona, lekko wkurzona, ale też szczęśliwa, że jest tu gdzie ja. Może wrócił, był u mnie, dowiedział się od mamy, że jestem tutaj i przyjechał (głupie myślenie zakochanej dziewuchy). Podbiegłam do niego, przywitałam się, rzuciłam na szyje, a on odepchnął mnie i udawał, że mnie nie zna, Powiedział, że go z kimś pomyliłam. Zrobił ze mnie idiotkę. Zamurowało mnie. Chciałam z nim pogadać, ale odszedł, a jego kumple i jakieś dziewczyny ze mnie się śmiali. Zdołowana wróciłam po swoje rzeczy do namiotu i wróciłam do swojego domu.
Od tamtego momentu, aż do dziś minęło  5 miesięcy. 5 głuchych miesięcy. Nie odezwał się do mnie ani razu. Z początku pisałam do niego, byłam w stanie mu to wybaczyć, ale teraz już nie. Życie potrafi być paradoksalne.
Co się dokładnie działo wczoraj? A więc tak...
Tańczyłam sobie z moim znajomym, a nawet przyjacielem - Adrianem - dzięki niemu bardziej sobie radzę po tej trudnej sytuacji. Chłopak utkwił w strefie przyjaźni, ale nigdy nie dawałam mu cienia szansy na związek. Wracając do sprawy!
Tańczyłam z nim, aż nagle chłopak dostał od kogoś z pięści w nos. Upadł na ziemię. Ja od razu uklękłam przy nim i chciałam mu pomóc, a oprawcą zajęli się inni. Kiedy doprowadziłam przyjaciela do ładu, chciałam dowiedzieć się, kto mu to zrobił. Od mojej przyjaciółki Klary, dowiedziałam się, że do Kacper. Zatkało mnie! Dziewczyna powiedziała mi, że jest on teraz przed klubem. Pełna odwagi wyszłam na zewnątrz.. Zobaczyłam go, podbiegłam i zaczęłam go bić pięściami po klatce piersiowej, a raz uderzyłam go w twarz. Chłopak się nawet nie bronił, a nawet rzucił słowami: "zasłużyłem sobie, za to co Ci zrobiłem". Ruszyło to moje serce. Był pijany, tak jak ja! Ale... Miałam wrażenie, że mówił szczerze. Jednak nie przestawałam bić, dopóki nie podbiegł do mnie Adrian i nie uspokoił:
-Zostaw go! Choć do domu.
-Nie. Jest idiotą. Skończonym idiotą!
Wtedy odezwał się Kacper:
-Byłem idiotą. Zmieniłem się. Chciałem Cię przeprosić. Ja Cię kocham!
-Zamknij się! - krzyknęłam- nigdy Ci już nie uwierzę. Skończyłeś się dla mnie już dawno. Nie istniejesz. - okłamywałam sama siebie. Dobrze wiedziałam, że nadal go kocham. Chciałam, żeby myślał, że bez niego jest mi lepiej.
-Wiem, że to nie prawda. Też mnie kochasz. Wiem jak wyglądasz kiedy jesteś szczęśliwa. - te słowa sprawiły, że pękła we mnie jakaś bańka zwana "ograniczeniem". Wyrzuciłam z siebie wszystko, niepotrzebnie.
-Tak ! Kocham. Tęsknie. Ale to wszystko to tylko uczucia, które przestaną się liczyć po pewnym czasie. Ty coś o tym wiesz. Twoje też minęły. I nie wmówisz mi, że mnie kochasz. Nie oszukasz osoby, która kocha i chciałaby być kochana. Proszę zostaw mnie i pozwól kiedyś być szczęśliwą. Bez Ciebie. - po policzku spłynęła łza. Poszłam do Adriana, który stał przy samochodzie i czekał, żeby odwieźć mnie do domu.
Dlatego dzisiejszy poranek jest taki ciężki. Wolałabym leżeć cały dzień w łóżku i ukryć się przed całym światem. Chociaż w tą jedną niedziele. Niestety nie mogę. Umówiłam się z Adrianem, że pójdę z nim dzisiaj do dziecięcego hospicjum. Jestem tam wolontariuszką już od dawna, jednak ostatnio rzadko tam chodziłam. Nie mogłam swoim złym nastawieniem dołować te dzieci. Dzisiaj też  nie było ze mną najlepiej, ale obiecałam przyjacielowi. Poza tym będę wymalowana za klauna, więc będę się dobrze kamuflować.
Pozbierałam się szybko. Szybkie mycie, odświeżenie. Wybiła godzina 15 i trochę bardziej wypełniona energią wyszłam z domu, przed którym był Adrian. Siedział w samochodzie i machał energicznie. Wsiadłam, zamknęłam drzwi, pocałowałam go w policzek, a on zapytał:
-Dalej myślisz o tym co się wczoraj wydarzyło?
-No tak... Tym bardziej, że się tego w ogóle nie spodziewałam.
-Nikt się nie spodziewał.- powiedział i czułam, że nawiązał do niespodziewanego strzała w nos. Poprawił mi tym trochę humor. Dobrze, że on też będzie pomalowany, bo nie wygląda za dobrze.
Przez te kilka godzin w hospicjum całkowicie zapomniałam o swoich problemach. Dzieci dały mi tyle energii, że mogłam góry przenosić. Są mądrzejsze niż nie jeden dorosły i o wiele lepiej znają życie. Choć niektóre mają zaledwie 3 lata. Kocham je wszystkie. Tak wiele bym dała, żeby wyzdrowiały, cieszyły się życiem. Niestety nie mogą. Czekają na paskudną śmierć, która jest bezlitosna i zabiera takie małe aniołki. Przy nich uświadamiam sobie, że moje problemy są niczym przy ich problemach i, że to nie ja powinnam płakać, tylko one, a jest na odwrót. I właśnie dziś się zmieniam. W twardą i niezależną kobietę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz