wtorek, 17 maja 2016

Undecided cz.6

Minął tydzień od spotkania z Kacprem. Był to spokojny tydzień. Nikt nie zawracał mi głowy i nie naruszał mojej przestrzeni osobistej.
Dziś mój ukochany tatuś obudził mnie krzykiem, który był niecodzienny. Wystraszona zbiegłam na dół i zobaczyłam Ankę z walizką, a tatę z wyraźnie wkurzoną miną. Kiedy oni mnie zobaczyli, zmieszali się, a ja zapytałam:
-Co tu się dzieje?
-Nic córeczko! Idź do siebie.
-Tato! Nie jestem dzieckiem. O co chodzi? - zapytałam lekko zdenerwowana.
-Anka nie rozumie, że to już koniec.
-Czemu koniec? - powiedziałam wyraźnie zaskoczona.
-Właśnie! Dlaczego? Mówiłeś, że mnie kochasz.
-Kochałem...Nie rozumiesz? Wyjdź. Proszę Cię. Nie utrudniaj.
-Tato! Jak możesz? Tak bez powodu? - krzyknęłam.
Ojciec otarł łzę z policzka i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Spojrzałam na zapłakaną Anię i zapytałam:
-Nie wiesz o co chodzi?
-Nie wiem. Przysięgam. Przed wczoraj jeszcze normalnie się zachowywał. Mówił mi, że planuje jakieś wakacje. Wczoraj musiało się coś wydarzyć.
-Gdzieś był wczoraj?
-Nie wiem Noemi! Nie widziałam go cały dzień. - odpowiedziała i usiadła na krześle w korytarzu.
-Zrobię Ci herbaty. Uspokój się.
-Może trzeba za nim pójść? Poszukać go!
-Nie. To nie ma sensu. Ojciec lubi posiedzieć sam, przemyśleć pewne sprawy. Dajmy mu chwilę.
-Nic mu nie będzie?
-Nie. Usiądź! - powiedziałam, wskazałam kobiecie krzesło i podałam herbatę. Grałam przed nią spokojną, ale martwiłam się o ojca. Bo w sumie nie wiedziałam co mu strzeliło dzisiaj do głowy i czy coś jeszcze mu nie strzeli. Wyszłam z kuchni, mówiąc Ani, że idę się ubrać. Weszłam do pokoju, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do ojca. Dopiero za 3 razem do niego się dodzwoniłam. Kiedy odebrał od razu powiedział:
-Już jadę do domu.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo od razu się rozłączył. Ubrałam się, tak jak mówiłam Ance i zeszła do niej. Kobieta zasnęła na kanapie w salonie. Usiadłam w kuchni i czekałam aż wróci tata.
15 min później usłyszałam otwierające się drzwi. Zerwałam się na równe nogi. Pobiegłam do korytarza i zobaczyłam tatę. Przytuliłam się i zapytałam:
-Gdzieś Ty był?
-Nie ważne. Ania jeszcze jest?
-Tak. Śpi w salonie.
-Dobrze. Chodź do salonu... - powiedział z przerażającą powagą w głosie.
Usiadłam na fotelu obok kanapy na której spała dziewczyna ojca. Obudziliśmy ją delikatnie. Ta na widok ojca rzuciła mu się na szyje, przytuliła go mocno i powiedziała:
-Jesteś! Martwiłam się.
-Spokojnie. Muszę wam coś powiedzieć. - rzekł tata.
Spojrzałyśmy na niego, a on zaczął mówić:
-Byłem wczoraj u lekarza, ponieważ już jakiś czas bolało mnie serce, byłem słaby. Okazało się, że mam chorobę niedokrwienną serca. I niestety wysokie ryzyko zawału. Nie jest ze mną dobrze.
-Umierasz? - zapytałam ze łzami w oczach.
-Nie córeczko. Znaczy... Jeśli będę o siebie dbał, odpowiednio się leczył to jeszcze pożyje.
-I co? Chciałeś zostać z tym sam? I dlatego chciałeś mnie zostawić?
-Anka! Pomyśl. Z tą chorobą jestem jak stary dziadek. Nie będziesz mogła mieć już ze mną dzieci, ani nie będziesz ze mną szczęśliwa.
-Będę! Kocham Cię. Nie zostawię Cię!
-Ale jesteś uparta... - powiedział ojciec i przytulił swoją dziewczynę.
Ja przyglądałam się im ze łzami w oczach. Podeszłam do nich i przyłączyłam do przytulania. Mój tatuś. Jedyna osoba na świecie, której ufam bezgranicznie jest śmiertelnie chory. Nie mogę go stracić. Będę o niego dbać. Czuję się za niego odpowiedzialna.
Po poważnej rozmowie wyszłam z domu zaczerpnąć świeżego powietrza. Zadzwoniłam również do Adriana, który jest drugi w kolejności co do zaufania. Potrzebowałam z kimś o tym pogadać, a on jedyny się do tego nadaje. Umówiłam się z nim w parku. Usiadłam na ławce i czekałam. Wyszłam trochę wcześniej, więc jeszcze chwilę pewnie poczekam. Minęło mnie kilka osób, żadna z nich to nie Adrian. Nagle zobaczyłam kogoś w oddali. Myślałam, że to mój przyjaciel. A okazało się, że to Łukasz. Uśmiechnął się do mnie, ja do niego. Podszedł, przywitał się i zapytał:
-A co Ty tutaj tak sama siedzisz?
-Czekam na kogoś.
-Aaa... Dobrze, że Cię spotkałem. Chciałbym porozmawiać o tej całej sytuacji z przed restauracji. Nie wiedziałem czy wypada po tym tak do Ciebie przyjść. Trochę dziwnie się czułem.
-Dobrze. Możemy się spotkać i porozmawiać, sama nie wiem co mam o tym myśleć.
Chłopak zaśmiał się nerwowo i powiedział:
-Cieszę się. To do kiedy i gdzie?
-Do jutra? W nowej pizzerii? Miałam się tam wybrać, teraz będzie z kim. O 17 tam będę.
-Ok! Do zobaczenia.
-Pa!
I kiedy odszedł Łukasz, zaraz pojawił się Adrian i zamiast się przywitać od razu zapytał:
-Kto to?
-Cześć! Też Cię miło widzieć.
-Cześć, cześć. Kto to?
-Łukasz. Ten z klubu.
-Co chciał?
-Spotkać się.
-A Ty się pewnie zgodziłaś...- powiedział wkurzony.
-A masz z tym jakiś problem?
-Szczerze to mam! Umawiasz się z jakimiś frajerami, a później u mnie szukasz pocieszenia. Ja mam tego dość. Wiesz, że Cię kocham i mi na Tobie zależy. Wykorzystujesz to?
-Adrian... Przecież o tym rozmawialiśmy...
- I myślisz, że tak sobie pstryknę palcem i wszystko zniknie? Krzywdzisz mnie. Zrozum!
Zatkało mnie. Stałam jak wryta i nie wiedziałam co powiedzieć. Miał rację. Krzywdziłam go. Ale tylko w nim i moim ojcu miałam zawsze wsparcie. Bez niego nie dałabym rady sobie z problemami. Ale jeśli mam go krzywdzić to może lepiej skończyć z tą przyjaźnią?
-Masz rację... Przestańmy się przyjaźnić.
-Co?! - krzyknął
-Pa!
-Czekaj! - złapał mnie za rękę i dodał- nie o to mi chodziło. Noemi. Kurde! Nie chcę Cię stracić.
-Nie stracisz. Po prostu ograniczymy kontakty. Żebyś nie słuchał o frajerach. - odwróciłam się i poszłam do domu. Ten dzień mnie zmiażdżył. Był tak ciężki, że nie byłam w stanie go udźwignąć. Po powrocie położyłam się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz